niedziela, 30 grudnia 2018

MIĘDZY SIERPNIEM , A GRUDNIEM 2018 roku.

Nie jestem jeszcze całkowicie przekonana, czy już jestem gotowa do powrotu do świata blogowego. Boję się, że z moją aktywnością może być różnie. Nie wiem czy mam już tyle energii, aby często Was odwiedzać. Boję się, że jeszcze nie. Muszę jednak spróbować, aby się o przekonać jak będzie, tak myślę.
Dzisiaj pokażę Wam gdzie bywałam i co robiłam w okresie od sierpnia do grudnia z moimi dziećmi i przyjaciółmi. Na początku mieszkałam u Syna, było mnóstwo spraw do załatwiania, ale i były prawie codzienne spacery, aby uciec od siedzenia w domu i rozmyślania. Po jakimś czasie poza spacerami były wyjazdy jednodniowe i kilkudniowe i z dziećmi i z przyjaciółmi, którzy też chcieli mi zająć czas, abym nie została sama ze swoimi myślami.
Był Złoty Potok święto pstrąga. Pepa jednak wybrała patyk, a nie pstrąga :).



My jednak w tak uroczym miejscu jedliśmy pstrągi.




Były Kiełkowice na fermie strusi. 



Pogoda nie dopisała,



ale dopisały jaskółki.



Dwukrotnie był Szczyrk w mojej "budzie".



Poniżej efekt dymu z ogniska i promieni słońca :).



 Coś tam jeszcze kwitło i było smakołykiem :).


Były okolice Żarek.
Zalew Porajski,  spacer przy nim



  i zrywanie owoców róży.



Łutowiec, gdzie wnuczka próbowała wspinaczki.



Spacer od zamku w Mirowie




do zamku w Bobolicach.



Był Wrocław.
Młodsza wnuczka chciała zobaczyć Zoo, a szczególnie Afrykarium, gdzie można było podziwiać wodne zwierzęta z całej Afryki. Zdjęcia robiłam, ale nie bardzo mi wyszły niestety. Powiem jednak, że warto tam być, a szczególnie z dziećmi. Poza tym miejscem był i spacer po Zoo. Mnie szczególnie  podobały się pelikany  





i motyle.




Był i krótki spacer po Rynku, bo było już ciemno,zimno i byliśmy zmęczeni.





Kolejnym miejscem była Szklarska Poręba. Byłam, tam cztery dni z dużą grupą przyjaciół. To było coroczne  nasze spotkanie. Były "pogaduchy", ale były i spacery.
Przy  wodospadzie Kamieńczyka,






gdzie wrzosy ubrały buty :).




Do wodospadu Szklarki,






a przy nim spał sobie spokojnie :)



 Było też podziwianie jesiennych widoków.




Ostatnim wyjazdowym miejscem był Kraków.
4 grudnia miałam kontrolną wizytę w szpitalu. Z moim biodrem jest wszystko w porządku :))). Po wizycie pojechaliśmy na Rynek.  



Niestety pogoda nie dopisała, co chwilę padało i trudno było podziwiać świąteczne stragany. 


Myślę, że jedynie tulipanom deszcz nie przeszkadzał.


Poza wyjazdami za dość długą namową Córki i Syna miałam w mieszkaniu mały remont. Wiem, że chcieli mi zająć czas, a ponadto chcieli, żebym miała tak jak wcześniej chciałam, ale były problemy z realizacją. Miałam dużo obaw, myślałam,  że nie dam rady. Jednak przy ich dużej pomocy dałam radę, a w sumie to daliśmy radę. Teraz mam czyściutko i ładnie.
Ogródek był pod opieką wspaniałego sąsiada i nic złego się w nim nie stało. Jesienią coś tam zrobiłam, jednak wiosną będę miała jednak sporo pracy.
Teraz jestem z moją ukochaną Pepą



i jestem szczęśliwa, że jest. Ona zajmuję mi czas, mam do kogo mówić, upomina się o pieszczoty i chodzimy na spacery. Nie jestem samaNie oznacza to, że córka i syn mnie nie odwiedzają, są i to dość często, ale na każdy dzień i każdą noc mam tylko ją. 

Ten rok się kończy, więc życzę wszystkim :






niedziela, 23 grudnia 2018

DZIĘKUJĘ I ŻYCZĘ.

Dziękuję serdecznie za wyrazy współczucia po stracie mojego Męża i za to, że byliście i zostaliście ze mną. Jestem i moje życie toczy się dalej, ale nie już takie jakie było :(.
Dziękuję za życzenia świąteczne. 
W tym roku wracam do Was, tak planuję,  a teraz wszystkim życzę :



wtorek, 17 lipca 2018

WODA, PRZY WODZIE, W WODZIE I NA WODZIE.

Bardzo lubię holenderskie wiatraki i dlatego chciałam na moich wiosennych wakacjach w Holandii zobaczyć Kinderdijk. Są tam wiatraki zbudowane wzdłuż kanału w latach 1738-1740. Było ich ponad 40 i służyły do odpompowania nadmiaru wody do zbiorników wyżej położonych. Obecnie jest ich 19.





W tym domku stojącym przy wiatraku chętnie bym spędziła trochę czasu :).



Kocham morze i nie mogło się obyć bez zobaczenia go i pospacerowania po plaży. Pierwszym razem morze było spokojne. 



Kąpiących się ludzi było mało, a po plaży i na brzegu morza szalały psy. Mogą tam przybywać do 15 maja, później już nie.



Moja Pepa też w wodzie była,



a nawet zaczepiała takiego "olbrzyma".



Kolejnym razem nad morzem wiał silny wiatr i po raz pierwszy zobaczyłam  pianę morską w tak dużej ilości. 





Pepie ta drżąca pod wpływem wiatru piana nie bardzo odpowiadała



i wolała się na plaży bawić patykami.



Przy kanale w miejscowości Leiden stał rower pewno wyciągnięty z kanału, bo był oblepiony kamieniem.  



Dobrze, że samochód, którego kierowca chciał zaparkować chyba zbyt szybko, nie skończył tego manewru też w kanale.



W Delft po kanale pływał stateczek z turystami.



Ale nie on zwrócił moją uwagę, ale opona wisząca na na murze po lewej stronie, bo w niej było 



gniazdo łyski. Jako budulec użyty był też papier i folia.
Gdzieś tam po drodze podziwiałam kaczkę piżmową



czaple,





kaczą mamę ze swoimi dziećmi, 



no i oczywiście łabędzia



Myślę, że niektórzy z Was są pewno ciekawi, czy pomogły mi zabiegi fizjoterapeutyczne. Tak pomogły, kręgosłup w części której bolał, prawie nie boli i bardzo mało już utykam. Coś innego mi zaczęło dokuczać, ale nie będę Wam się użalać, bo to nic nie pomoże. Sama sobie z tym muszę dać radę. Powiem jednak, że nie mogę zbyt długo siedzieć, a więc przy komputerze też. Przykro, ale nie będę w związku z tym częstym gościem u Was. Mam nadzieję, że będziecie wyrozumiali i nie będziecie zapominać o mnie  :))).