Jadąc na półwysep po drodze był czynny stary młyn.
Dojeżdżamy do miasteczka o tej samej nazwie, jak półwysep - DINGLE. Jest to typowa irlandzka wioska rybacka z XIX wiecznymi kolorowymi domkami.
Atrakcją tej miejscowości są pojawiające się w zatoce delfiny. Jeden z nich, częściowo oswojony, od ponad 30 lat przypływa regularnie w to miejsce i zabawia swoimi popisami turystów na łodziach. Nadano mu imię FUNGIE i wystawiono pomnik.
Ja patrzyłam na delfina, a kawka na mnie :).
Jedziemy dalej, ale po drodze były postoje oczywiście, bo było na co patrzeć.
Ten osiołek domagał się "głasków" i dostał je oczywiście.
Na koniec jeszcze ciekawostka - Oratorium Gallarus, to jest najlepiej zachowany wczesnośredniowieczny kościół VI/IX w. Zbudowany jest z kamieni dopasowanych do siebie, bez zaprawy.
Mam nadzieję, że wycieczka po Półwyspie Dingle podobała Wam się :)))