wtorek, 26 lutego 2019

SAMA, SAMA, SAMA, ale na szczęście NIE SAMA też bywam:)

Sama codzienne domowe porządki, zakupy, gotowanie, spacery z Pepą, problemy zdrowotne, sprawy urzędowe, przeżywanie, tego, co dzieje się w moim kraju; strach, gdy wieczorem poczuję się niezbyt dobrze (skok ciśnienie), problemy z zasypianiem; żal, bo nie będzie tylu wyjazdów, jak było; obawa, czy dam radę przy pracach w ogródku, a czekam na to i na wiosnę;  brak optymizmu,  "szaro" (nie czarno) widzę moją przyszłość; 
chwilowy, mam nadzieję, brak ochoty do wszystkiego, nawet do bloga.
Muszę jednak powiedzieć, że mogę polegać na moich dzieciach. Zawsze, gdy czegoś mi potrzeba, lub muszę gdzieś pojechać, spełniają moje życzenia. Ponadto bez mojej prośby odwiedzają mnie, dzwonią, zabierają na wyjazdowe spacery, a w planach są i dłuższe wyjazdy.
W sobotę było słonecznie i pojechaliśmy nad Pogorię III. Jest tam gdzie spacerować i na co patrzeć, dlatego dość często tam bywamy, a tym razem była i niespodzianka.

Słoneczko świeciło,


lód się i łamał  (chyba mu ktoś pomagał) i topił.





Łabędzie chyba mają się już "ku sobie" :).




Kaczka dba o swoje piórka, aby spodobać się partnerowi :).



Byliśmy oczywiście z Pepą, ale 



spotkaliśmy Pana, który był na spacerze ze swoim pupilem, ptakiem. Ptak swobodnie fruwał, było słychać gdzie leci, bo miał do nogi przywiązany dzwoneczek, wracał, gdy opiekun  zagwizdał. Wypatrywałam go na drzewach, gdy zobaczyłam, ptak patrzył w moją stronę. Gdy robiłam "pstryk", ptak się odwrócił i odfrunął :(.


Na szczęście niedaleko znowu usiadł na drzewie. Tym razem mi się udało, chociaż był wysoko i gałązka mi przeszkadzała :).



Właściciel nam go przedstawił. Był to jastrząb Harrisa nazywany w Polsce myszołowcem towarzyskim. To ptak używany w sokolnictwie ze względu na swoją inteligencję, szybkie przywiązuje się do człowieka i świetną współpracę z nim.


Mam nadzieję, że chociaż nie żył w swoim środowisku, nie był nieszczęśliwy. 
Pepa się wybiegała na spacerze i po powrocie do domu, pewno nie zwróciła uwagi na wiosnę w nim :))),




tylko poszła spać.  


Mam nadzieję, że moje narzekanie o samotności jakoś wytrzymaliście. Nie mi jest z nią dobrze, chociaż muszę przyznać, że i takie chwile są. 

sobota, 9 lutego 2019

NASZ OSTATNI WSPÓLNY WYJAZD.

Ciężko mi było zdecydować się na napisanie tego postu. Zbierałam się do tego i zbierałam, ale się wreszcie zdecydowałam. Jest to relacja z ostatniego zeszłorocznego wspólnego wyjazdu z mężem.
Bliscy znajomi zaprosili nas w lipcu do siebie do Wiednia. Mieliśmy okazję spotkać się, porozmawiać, no i coś oczywiście zobaczyć. Dzisiaj pokażę Wam miejsca do których oni nas zawieźli. 

Laxenburg jest 17 km od Wiednia. Jest to mała miejscowość i jest tam piękny park o powierzchni 280 ha. W parku jest jezioro,





na nim sztucznie usypana wyspa. Na wyspie tej jest zamek, który mnie urzekł. 







Ten romantyczny zamek zbudowany został w latach 1801-1836 na polecenie cesarza Franciszka II. Niestety jego widokiem mogłam się nacieszyć tylko z daleka, bo byliśmy zbyt późno, aby popłynąć do niego. Prom już nie kursował :( 

Znajomi wiedzieli, że lubię ogrody. Pojechaliśmy do ogrodu kwiatowego Hirschstetten. Niestety zaczął padał deszcz :(



i zbyt dużo nie zobaczyliśmy. Zatrzymałam się przy mimozie,której kwiaty już przekwitały, 



fikus miał jeszcze ładne kwiatki,



ale podgryzała go jakaś "paskuda" :) .



Kolejne miejsce było 60 km od Wiednia. To Natural Hohe Wand znajdujący się w masywie Alp Wschodnich. Popatrzcie na widoki, a i kwiatki ładne  można zobaczyć.


















Te kwiatki radzę oglądać z daleka, nie podchodzić zbyt blisko do nich , bo można polecieć w dół :).



Mam nadzieję, że miejsca, do których nas zawieźli nasi znajomi i Wam się spodobały :)))