Bardzo lubię holenderskie wiatraki i dlatego chciałam na moich wiosennych wakacjach w Holandii zobaczyć Kinderdijk. Są tam wiatraki zbudowane wzdłuż kanału w latach 1738-1740. Było ich ponad 40 i służyły do odpompowania nadmiaru wody do zbiorników wyżej położonych. Obecnie jest ich 19.
W tym domku stojącym przy wiatraku chętnie bym spędziła trochę czasu :).
Kocham morze i nie mogło się obyć bez zobaczenia go i pospacerowania po plaży. Pierwszym razem morze było spokojne.
Kąpiących się ludzi było mało, a po plaży i na brzegu morza szalały psy. Mogą tam przybywać do 15 maja, później już nie.
Moja Pepa też w wodzie była,
a nawet zaczepiała takiego "olbrzyma".
Kolejnym razem nad morzem wiał silny wiatr i po raz pierwszy zobaczyłam pianę morską w tak dużej ilości.
Pepie ta drżąca pod wpływem wiatru piana nie bardzo odpowiadała
i wolała się na plaży bawić patykami.
Przy kanale w miejscowości Leiden stał rower pewno wyciągnięty z kanału, bo był oblepiony kamieniem.
Dobrze, że samochód, którego kierowca chciał zaparkować chyba zbyt szybko, nie skończył tego manewru też w kanale.
W Delft po kanale pływał stateczek z turystami.
Ale nie on zwrócił moją uwagę, ale opona wisząca na na murze po lewej stronie, bo w niej było
gniazdo łyski. Jako budulec użyty był też papier i folia.
Gdzieś tam po drodze podziwiałam kaczkę piżmową,
czaple,
kaczą mamę ze swoimi dziećmi,
no i oczywiście łabędzia.
Myślę, że niektórzy z Was są pewno ciekawi, czy pomogły mi zabiegi fizjoterapeutyczne. Tak pomogły, kręgosłup w części której bolał, prawie nie boli i bardzo mało już utykam. Coś innego mi zaczęło dokuczać, ale nie będę Wam się użalać, bo to nic nie pomoże. Sama sobie z tym muszę dać radę. Powiem jednak, że nie mogę zbyt długo siedzieć, a więc przy komputerze też. Przykro, ale nie będę w związku z tym częstym gościem u Was. Mam nadzieję, że będziecie wyrozumiali i nie będziecie zapominać o mnie :))).
W tym domku stojącym przy wiatraku chętnie bym spędziła trochę czasu :).
Kocham morze i nie mogło się obyć bez zobaczenia go i pospacerowania po plaży. Pierwszym razem morze było spokojne.
Kąpiących się ludzi było mało, a po plaży i na brzegu morza szalały psy. Mogą tam przybywać do 15 maja, później już nie.
Moja Pepa też w wodzie była,
a nawet zaczepiała takiego "olbrzyma".
Kolejnym razem nad morzem wiał silny wiatr i po raz pierwszy zobaczyłam pianę morską w tak dużej ilości.
Pepie ta drżąca pod wpływem wiatru piana nie bardzo odpowiadała
i wolała się na plaży bawić patykami.
Przy kanale w miejscowości Leiden stał rower pewno wyciągnięty z kanału, bo był oblepiony kamieniem.
Dobrze, że samochód, którego kierowca chciał zaparkować chyba zbyt szybko, nie skończył tego manewru też w kanale.
W Delft po kanale pływał stateczek z turystami.
Ale nie on zwrócił moją uwagę, ale opona wisząca na na murze po lewej stronie, bo w niej było
gniazdo łyski. Jako budulec użyty był też papier i folia.
Gdzieś tam po drodze podziwiałam kaczkę piżmową,
czaple,
kaczą mamę ze swoimi dziećmi,
no i oczywiście łabędzia.
Myślę, że niektórzy z Was są pewno ciekawi, czy pomogły mi zabiegi fizjoterapeutyczne. Tak pomogły, kręgosłup w części której bolał, prawie nie boli i bardzo mało już utykam. Coś innego mi zaczęło dokuczać, ale nie będę Wam się użalać, bo to nic nie pomoże. Sama sobie z tym muszę dać radę. Powiem jednak, że nie mogę zbyt długo siedzieć, a więc przy komputerze też. Przykro, ale nie będę w związku z tym częstym gościem u Was. Mam nadzieję, że będziecie wyrozumiali i nie będziecie zapominać o mnie :))).