piątek, 29 grudnia 2017

MÓJ PIERWSZY DŁUŻSZY SPACER :)

Po zabiegu, jak już mogłam, chodziłam na krótkie spacery w pobliżu domu, w którym mieszkam. W drugi dzień Świąt była piękna pogoda, a ponadto czuję się już na tyle sprawna, żeby chodzić na dłuższe spacery. Pojechaliśmy więc nad jezioro Pogorię III,



bo tam jest gdzie spacerować bezpiecznie jak dla mnie obecnie, a ponadto zawsze coś ciekawego można zobaczyć. Pepa oczywiście była z nami, bo i ona lubi tu bywać.


Biegała za rzucanymi patykami po plaży, ale w wodzie też była.  



Ptaków było wyjątkowo mało. Przy brzegu na plaży nie było ich wcale, a w oddali pływały kaczki po "złotej" wodzie, 



a łabędzie po niebieskiej. 



O jedenastej miało być spotkanie "morsów".  Ja byłam później i nie miałam nadziei na zobaczenie chętnych zimnej kąpieli i faktycznie już ich nie było. Jednak po jakimś czasie zobaczyłam biegającego po piasku przy wodzie młodego mężczyznę, 



który za chwilę wchodził do wody,




a za kolejny moment już w niej stał i to dość długo.



Trochę śmiesznie wyglądała czapka na głowie i rękawiczki, ale "morsy" tak powinni być ubrani.

Przy mnie stanął śliczny pies, 



a ja mimo iż byłam wpatrzona w niego, zauważyłam, a właściwie usłyszałam, bo dość głośno się zachowywali, kolejni amatorzy zimnej kąpieli. 



Do nich dołączyła kolejna amatorka kąpieli.



Nie byli oni jednak długo w wodzie, to chyba byli początkujące "morsy".
Nie sądziłam, że zobaczę inne "morsy" oprócz mojej Pepy :). Patrząc na ludzi wchodzących do zimnej wody, mnie się zimno robiło :(.
Mam nadzieję, że w przyszłym roku będzie już zdecydowanie więcej i dłuższych spacerów tych w naturze i tych po Waszych blogach, bo nie będę musiała już tyle czasu poświęcać rehabilitacji :))).

wtorek, 19 grudnia 2017

JESTEM W DOMU, A PRZED ZABIEGIEM BYŁAM...

W listopadzie każdego roku spotykam się z grupą przyjaciół w Tatrach. W tym roku też ono było w Kościelisku w okresie od 09-12 listopada. Mimo, iż w każdej chwili mogłam dostać wiadomość ze szpitala w Krakowie o zgłoszeniu się na zabieg, pojechałam. Te spotkania są cudowne i nie mogłam sobie odmówić tak wielkiej przyjemności. Widziałam, że spacerów zbyt długich nie będzie, ale do Doliny Chochołowskiej się wybrałam, bo tam można spacerować z pieskami, a Pepa była z nami. Nie chciałam skorzystać z bryczki,



chciałam iść, jak daleko dam radę. Chociaż nie raz już szłam tą Doliną, ale to droga dla mnie, a ponadto lubię ją. 
Lubię widoki lasu na górach, 



lubię stare góralskie domy, 





lubię owieczki pasące się na łące,



lubię tego ślicznego psa, ale jest mi bardzo przykro, że jest na łańcuchu, 



lubię takie niespodzianki w listopadzie.



Przechodząc obok tego ogrodzenia


zadzwonił telefon. Tak, to był ten oczekiwany ze szpitala w Krakowie.  Poinformowano mnie, że mam się zgłosić w środę tj. 15 listopada. Z jednej strony się ucieszyłam, że nareszcie, a z drugiej zaczęłam się bać. Dobrze, że jeszcze dwa dni byłam z przyjaciółmi i nie myślałam ciągle o tym, co mnie czeka. Czas jednak leciał i przyszła środa. Nie będę Wam opisywać moich przeżyć ze szpitala, bo chcę o nich jak najszybciej zapomnieć. Jedno jest pewne, nigdy bym już tego nie chciała przeżywać. Teraz chodzę na krótkie spacery, sporo ćwiczę, co jest męczące i trochę bolesne, więc muszę i odpoczywać. Muszę też przestrzegać wielu bardzo uciążliwych zasad. Z czasem tych ograniczeń będzie mniej. Jakoś to wszystko wytrzymam, bo mam nadzieję, że będzie coraz lepiej, i jest już, i będę coraz sprawniejsza. 
Jeszcze więc trochę potrwa zanim w pełni wrócę na bloga, zanim będę Was wszystkich odwiedzać, bo teraz muszę zadbać o siebie, o swoje zdrowie. 

Z okazji zbliżających się ŚWIĄT BOŻEGO NARODZENIA życzę wszystkim, żeby były radosne, pogodne i spędzone w gronie najbliższych !